Taki film oglądałem:
Czarownica. Bajka ludowa z Nowej Anglii (2015, reż. R. Eggers). Jest to
opowieść o rodzinie wielodzietnej (pięcioro dzieci), protestanckiej (w wydaniu
purytańskim) i biednej, bo przez los pokrzywdzonej. Krewka głowa rodziny
pokłóciła się w sprawach teologicznych z szefami swojej gminy wyznaniowej i
postanowiła, że ma dość, dziękuje, i z całą rodziną przeprowadza się do głuszy.
Na miejsce swojej banicji rodzina wybrała dziewiczy region Nowej Anglii, która
w owym czasie, czyli w XVII wieku, nie należała do krain bezpiecznych. Całkiem
była jednak urocza, więc szanse na godne życie rodzina miała, bo i poza ciężką
pracą i kawałkiem chleba niewiele te purytańskie duszyczki potrzebowały do
szczęścia. No ale była jeszcze wiedźma, która mieszkała w okolicy i postanowiła
wystawić na próbę tak wiarę jak i bezpieczeństwo całej rodziny. Bez wdawania
się w szczegóły, które mogłyby popsuć widzowi cieszenie się z cierpienia innych,
nadmienię tylko, że jędza nie postępuje tak jak fikcyjne czarownice z filmów
grozy. Scenariusz filmu jest oparty na rzeczywistych aktach z procesów o czary
i wedle zapewnień twórców starucha zachowuje się dokładnie tak, jak historyczne
wiedźmy z XVII wieku. I wychodzi to świetnie!
Film Eggersa przeszedł
bez większego echa, a szkoda, bo jest to twór wielce pożyteczny i na swój
sposób popularyzujący ten skrawek amerykańskiej historii. Zrywa też ze stereotypem,
że wiedźmy to tylko nieszczęśliwe kobiety prześladowane za swoją wiedzę
(zielarskie umiejętności) emancypację (bo były samotnymi pannami radzącymi
sobie w lesie) i miłość do zwierząt (któż bardziej umiłował koty, koguty i
kozły w kolorze czarnym?) przez ciemny Kościół i krwiożerczą inkwizycję. To
prawda, że czasem oskarżano o uprawianie czarów całkiem niewinne osoby, ale
rzadko takie kobiety kończyły na stosie wyłącznie z tego powodu. W ogóle myli
się ten, komu palenie czarownic kojarzy się ze średniowieczem. Pierwsze procesy
o czary, czy o wilkołactwo (wilkołak to wedle ówczesnych przekonań czarownik)
pojawiły się co prawda u schyłku „wieków ciemnych”, ale ich wysyp nastąpił
dopiero w oświeconych wiekach nowożytnych, zwłaszcza w XVI, XVII i XVIII
stuleciu. I o wiele więcej stosów płonęło w krajach protestanckich, niż katolickich.
Ktoś powie – i co z tego, przecież karanie kogoś z powodu domniemanych czarów,
to ciemnogród, wstyd i wiocha. Inny wskaże, że nie ma czegoś takiego jak magia,
a diabelskie rytuały to „niewinna” zabawa w młodego buntownika. Warto sobie jednak
uświadomić, że czarownice zwykle nie były skazywane za same gusła, ale za
zbrodnie, które popełniały pod wpływem podszeptów Złego. Z zachowanych akt sądowych
i moralizatorskich broszur, które opisywały życie straconego wilkołaka lub
wiedźmy, dowiadujemy się o przewinieniach, jakie stały się przyczyną ich kaźni.
Poza oskarżeniami o konszachty z diabłem, stosowanie maści do latania, czy
używania pasów do przemiany w wilka, pojawiają się zarzuty o przewinienia
cielesne, od błahych uwiedzeń mnichów i żonatych, po odrażającą pedofilię. Do
najcięższych zbrodni należały morderstwa, także te na dzieciach i ze
szczególnym okrucieństwem, a przede wszystkim kanibalizm (o to zwłaszcza
oskarżano wilkołaków). Całą sytuację można nawet odwrócić – jeśli ktoś był
kanibalem i mordował w sposób okrutny, jak seryjny morderca, to z automatu mógł
zostać oskarżony o stosowanie czarów i konszachty z diabłem. Ludziom nie
mieściło się bowiem w głowie, że za takie zbrodnie mogła odpowiadać ludzka natura.
W owym czasie diabeł czyhał na zlęknionych protestantów w każdym ciemnym koncie
i jakkolwiek to zabrzmi – pomagał im racjonalizować sobie świat. Działanie
upadłego anioła wyjaśniało istnienie zła na świecie, a postępowanie jego
oddanych sług – czarownic i czarowników – pomagało zrozumieć naturę
najcięższych zbrodni, których nie potrafi pojąć żaden zdrowy umysł.
Historia stosów nie
jest więc prosta, a film Eggersa pozwala spojrzeć na to zagadnienie z innej,
dzisiaj mniej popularnej strony. Że oprócz niewinnych kobiet, które stały się
ofiarą strachu i religijnych zabobonów lokalnej społeczności, żyły i takie
wiedźmy, że i dzisiejszy widz chętnie podłożyłby ogień pod ich stos. W końcu
kto nie lubi pieczonych kiełbasek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz